Widziałem ten film podczas BFI London Film Festival i nie tylko wywarł na mnie największe wrażenie w tym roku, ale też moim zdaniem to jeden z najlepszych, jakie widziałem w życiu. Nie czytałem pierwowzoru, ale po zobaczeniu adaptacji i opiniach znajomych na pewno to nadrobię, choć mam pełną świadomość, że Jerzy Kosiński kłamał twierdząc, iż jest autobiograficzną powieścią i przedstawia prawdziwe wydarzenia. Reżyser Vaclav Marhoul, na którym książka wywarła ogromne wrażenie i chciał się podjąć adaptacji od dawna, też wiedział, iż jest to fikcja, ale stworzył niesamowite i uniwersalne arcydzieło kinematografii o ludzkiej naturze, choć rzeczywiście skupiające się na tym, co najgorsze w naszym gatunku. W filmie nie tylko nie ma podanego miejsca wydarzeń, ale większość postaci (poza Niemcami) mówi nieistniejącym językiem, który jest mieszanką wielu słowiańskich oraz aktorzy (którzy spisali się wyjątkowo dobrze) są z całego świata, co dodaje to tej uniwersalności opowieści. Za co kocham ten film to też unikatowa forma oraz iż słów tak naprawdę nie ma wiele, a większość jest opowiadana obrazami. Zdjęcia są genialne i prawdziwą sztuką oraz dodają do emocjonalnego odbioru. Inne aspekty produkcji też są na najwyższym poziomie oraz jest w tym filmie wiele symbolizmu i "brudnej poetyckości". Nie mogę go jednak polecić każdemu, bo rozumiem, że niektórzy mogą mieć problem z niemal ciągłą atmosferą mroku i pesymizmu (ale są też w filmie promyki nadziei) oraz sporą dawką przemocy (jest jej dużo i ekstremalnej, ale raczej nie dosadnie i graficznie pokazanej), z czym wiem, że też niektórzy krytycy mieli problem. Moim zdaniem w Malowanym Ptaku jest to niezbędne i czemuś służy, a to, że widzowie z czasem stają się bardziej obojętni na cierpienie, jest intencjonalne, bo to samo dzieje się z tym chłopcem, który jest centralną postacią.