Bardzo długi, niespójny, ze złym aktorstwem (Driver, Ribeiro), z mieliznami fabularnymi, ze słabymi momentami żartami, tylko zdjęcia i Pryce ratują, ale to dużo za mało. I najważniejsze - idee fixe Gilliama, gdzie bohater nie wie, gdzie jest granica rzeczywistości, a gdzie zaczynają się fantasmagorie, nie jest tu w żaden, absolutnie żaden sposób wytłumaczona (bo żałośnie nieśmieszne i przydługie zakończenie jest oczywistością), a wielu filmach stanowiła o ich sile mimo wad w konstrukcji fabuły (12 małp, Las vegas Parano, Tideland…).